czwartek, 3 października 2013

A tak w ogóle to o co chodzi?

Zaczynałam pisać tego posta chyba z pięć razy. Mam mnóstwo pomysłów, pełno idei, wuchtę przemyśleń, ale jak przychodzi co do czego, palce mi nieruchomieją nad klawiaturą i tyle z mojego pisania. Postanowiłam zatem, że może w ogóle napiszę, po co stworzyłam tego bloga i co tutaj będę (a przynajmniej mam zamiar) umieszczać.

Zawsze mnie ciągnęło do bajek. Jako dzieciak nie potrafiłam odkleić się od telewizora. Oglądałam nawet te bajki, których nie rozumiałam ze względu na język (amerykański Cartoon Network, niemieckie RTL2 czy francuskie MANGAS). Nigdy nie uważałam oglądania bajek dla dzieci za coś złego. Zdecydowanie wolałam to od popularnych za czasów mojej podstawówki i gimnazjum telenoweli typu "Zbuntowany Anioł" czy inne "Palomy". W liceum zaczęłam odkrywać pełnometrażowe animacje, które nie były mainstreamem Disneya. Wtedy pierwszy raz obejrzałam "Bazyla - Wielkiego Mysiego Detektywa" - film Disneya, który zaintrygował i zachwycił mnie swoją świeżością po wszystkich znanych, schematycznych księżniczkach i opowieściach o miłości. Mrocznawy kryminał z ekscentrycznym, ale bardzo fajnym bohaterem - tytułowym Bazylem - będącym postacią niekonwencjonalną, inną i zachwycającą mnie. Od tamtej pory zaczęłam poszukiwania wśród pełnometrażówek. Im więcej odkrywałam, tym bardziej byłam zafascynowana tym, co znalazłam. Odkryłam Tima Burtona, Hayao Miyazakiego i resztę Studia Ghibli, bajki, które moi znajomi kojarzyli z jakichś starych, poniszczonych kaset video, a które były dla nich bajkami dzieciństwa... Potem zaczęły się studia, poznałam nowych znajomych, z którymi odnalazłam wspólny język - wielu z nich również oglądało filmy animowane. Odkryłam wtedy też animacje "nie dla dzieci", te "dorosłe", jak "Persepolis", "Yellow Submarine", (nigdy nie słuchałam Beatlesów!), "Heavy Metal" czy cała twórczość Ralpha Bakshiego, którego stałam się wierną fanką (nie mogę doczekać się jego powrotu z "Last Days of Conney Island"!!!). I tak moje poszukiwania ograniczyły się głównie do filmów animowanych, ale wypłynęły na tak szerokie wody, że coraz ciężej znaleźć tytuły, o których bym chociażby nie słyszała.

Pomysł na założenie bloga zrodził się już jakiś czas temu - a konkretniej półtora roku wstecz, kiedy to odkryłam w sobie niezmierzone połacie masochizmu i prócz zwykłych filmów animowanych, które oglądałam z przyjemności i ciekawości, zaczęłam oglądać totalne gnioty, które już z nazwy były gniotami: "Prawdziwa Historia Kota w Butach", "Zakochany Wilczek", "Gnomeo i Julia"... I wtedy pomyślałam, że chcę widzieć wszystko, WSZYSTKO. Ale jednocześnie podczas oglądania tych okropieństw, nachodziło mnie mnóstwo myśli. Zauważałam schematy, których wcześniej nie widziałam. Patrzyłam z fascynacją, jak polski dubbing może sprawić, że film, który chciałam ocenić notą 1/10, ostatecznie w kajeciku dostawał ocenę -2/10. Albo wprost przeciwnie (ale to się rzadko zdarzało...). Po obejrzeniu paru gniotów ze zdziwieniem twierdziłam, że niektórych filmów kompletnie nie doceniałam albo właśnie przeceniałam, ze względu na nostalgię, brak porównania, cokolwiek.

Jednakże po półtora roku myślenia o blogu (miał to być vlog, ale nie chciałam być kolejnym Nostalgią Criticiem albo kimś jemu podobnym), w końcu go założyłam za namową przyjaciółki. Tak więc zaczynam działalność nieregularnika poświęconego wszelkiego rodzaju animacjom - od rankingów tychże, przez porównania, recenzje, opisy, aż do luźnych myśli i spostrzeżeń, które w przeciągu tego całego czasu wykiełkowały mi w głowie. Taką mam wizję i mocno bym chciała, by słomiany mój zapał popalił się dłużej, niż dwa tygodnie.

Do zobaczenia zatem wkrótce!

2 komentarze:

  1. Ja się nie mogę doczekać porównań dubbingów i przemyśleń na temat konkretnych animacji, yay! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Start był świetny, teraz pozostaje tylko to rozwijać :)
    A o motywację i zapał się nie bój, będę cię szturchać patykiem, podgryzać i męczyć aż coś napiszesz.

    OdpowiedzUsuń